Schalke 04 Gelsenkirchen jest w 2020 roku prawdziwym pośmiewiskiem Bundesligi. Klubowi z Zagłębia Ruhry bardzo poważnie grozi pierwszy od ponad 30 lat spadek z niemieckiej elity.
Niezwykłe 11 miesięcy ma za sobą Schalke 04. Niezwykle… złe. Od połowy stycznia pozostaje bez zwycięstwa w meczu o ligowe punkty. A rozegrało ich 27! Gdy 17 stycznia pokonało przed własną publicznością Borussię Moenchengladbach 2:0, zapewne nikt z Gelsenkirchen nawet w najczarniejszych snach nie przewidziałby nadchodzącej katastrofy, do której inwokacją okazała się wyprawa do Monachium (0:5 z Bayernem 25 stycznia). Potem przyszło jeszcze 16 innych porażek przeplecionych 10 remisami.
Rekord Tasmanii
Bilans haniebny i niebezpiecznie zbliżający się do rekordu wszech czasów Bundesligi. W sezonie 1965/66 Tasmania Berlin nie zgarnęła kompletu punktów w 31 kolejnych spotkaniach, co kosztowało ją spadek.
Takowy grozi również Schalke. Choć po 11 kolejkach różnice w dole tabeli są minimalne – Arminia Bielefeld ma 7 punktów, FSV Mainz – 5 – to z bilansem 4 „oczek” zamyka ją ekipa z Gelsenkirchen, która w Bundeslidze występuje nieprzerwanie od początku lat 90. Spadła w 1988 roku, po trzech sezonach wróciła. Był to jej trzeci spadek w latach 80. Teraz na horyzoncie rysuje się perspektywa czwartej degradacji z Bundesligi w dziejach.
Cierpliwość do trenera
Poprzedni sezon Schalke mimo fatalnej serii zakończyło na 12. pozycji. I mimo tej fatalnej serii 16 meczów bez wygranej stało się coś, co byłoby nie do pomyślenia choćby w Polsce – nie zwolniono trenera, posadę uratował trener David Wagner. Zwolniono go z końcem września, zatrudniając na jego miejsce Manuela Bauma, wcześniej prowadzącego niemiecką kadrę U-18. Oblicza drużyny nie odmienił, Schalke nie wygrało żadnego z 10 ligowych meczów pod jeego wodzą. To dziesiąty trener, który w tej dekadzie pracuje w Gelsenkirchen. Mimo cierpliwości do Wagnera, jak na standardy zachodnie jest to statystyka nie całkiem codzienna i obrazująca skalę braku stabilności, cechującej w ostatnich latach klub z Zagłębia Ruhry.
Finansowe tarapaty
Częste zmiany trenerów, fatalne wyniki czy nietrafione transfery przepłaconych piłkarzy, czego symbolem niech będzie Kevin Prince-Boateng, ściągnięty za 10 mln euro, a zarabiający dwa razy tyle – to wszystko wpędziło Schalke w finansowe tarapaty. Szacunki mówią o zadłużeniu rzędu nawet 200 mln euro, a działacze podjęli kilka decyzji o cięciach, które klubowego budżetu nie zbawią, za to naraziły na sporą krytykę. By wspomnieć o zwolnieniu kilku kierowców autokarów z młodzieżowej akademii… Echem odbiły się też wiadomości adresowane do kibiców, którzy w dobie pandemii zażądali zwrotu środków za karnety. Klub pytał w nich, na co przeznaczą pieniądze „odzyskane” od Schalke. Wydaje się jednak, że doszło do jakiejś dziwnej zamiany ról. To kibice powinni raczej oczekiwać tłumaczenia, a nie sami się tłumaczyć. Na początku XX wieku na skraju przepaści znalazł się odwieczny rywal S04, Borussia Dortmund, co finalnie okazało się trampoliną do lat sukcesów osiąganych pod wodzą Juergena Kloppa. Czy w Gelsenkirchen też nastąpi odbicie od dna?