Październikowe 5:1 z Finlandią w meczu towarzyskim będącym składową przygotowań do przyszłorocznych finałów Euro 2020 to wydarzenie z pewnością godne odnotowania ze względu na rozmiary zwycięstwa Polaków. Tylu goli nie zaaplikowali rywalowi od 3 lat.
Nie na co dzień przychodzi nam oklaskiwać tak grającą reprezentację Polski. Nawet jeśli ktoś rzuci argumentem, że przecież Finowie zawitali do Gdańska rezerwowym składem, to zawsze można odbić piłeczkę, wskazując, że Jerzy Brzęczek też nie wystawił najsilniejszego składu, a na widowni jednym z bijących brawo kadrowiczom był choćby… Robert Lewandowski. Poza tym nie zapominajmy, że nie mówimy tu o konfrontacji z nacją piłkarskich analfabetów, a bezpośrednim zapleczem reprezentacji, która wywalczyła awans i w przyszłym roku pierwszy raz w swojej historii zagra w finałach Euro.
Dziesiąta wygrana Brzęczka
To była taka Polska, jaką chciałoby się oglądać zawsze. Grająca odważnie, z polotem, wysoko pressująca, będąca przy tym bardzo skuteczna i mająca w swoich szeregach gwiazdę, jaką tamtego wieczoru pod nieobecność „Lewego” był autor hat tricka Kamil Grosicki. W drugiej połowie „do pieca” swoje dorzucili też Arkadiusz Milik oraz Krzysztof Piątek, a nawet bramka zdobyta przez Finów po dość przypadkowym błędzie Pawła Bochniewicza nie zmąciła nam humorów. Była to jubileuszowa, 10. wygrana kadry pod wodzą Jerzego Brzęczka. Oczywiście najwyższa. I zarazem jeden z ośmiu meczów od 2010 roku, w którym biało-czerwoni zdobyli co najmniej pięć bramek. W ostatnim 10-leciu rozegrali 122 spotkania.
Solidni ligowcy Smudy
Na tych siedem kanonad złożyli się wszyscy czterej selekcjonerzy. Zaczął Franciszek Smuda. W turnieju o Puchar Króla Tajlandii budowana z myślą o domowym Euro 2012 reprezentacja najpierw pokonała gospodarzy 3:1, następnie rozbiła Singapur 6:1. Lista strzelców goli po latach wydaje się bardzo osobliwa, skoro obok Roberta Lewandowskiego (2 trafienia) tworzyli ją Maciej Iwański, Piotr Brożek, Patryk Małecki i Tomasz Nowak, czyli – jak zwykło się mawiać – „solidni ligowcy”, spośród których na szczeblu centralnym do dziś ostali się jeszcze Małecki (Zagłębie Sosnowiec) i Nowak (Podbeskidzie Bielsko-Biała).
Fornalik i San Marino
26 marca 2013 na Stadionie Narodowym najwyższą wygraną w roli selekcjonera odnotował Waldemar Fornalik. Trudno się nad nią rozwodzić, skoro w pokonanym polu – 5:0 – zostało słabiutkie San Marino. Dwie bramki zdobył – a jakże! – Lewandowski, po jednej Łukaszowie Piszczek i Teodorczyk oraz Jakub Kosecki. W rewanżu z San Marino było 5:1 (Zieliński 2, Błaszczykowski, Sobota, Mierzejewski). Jak się okazało, kolejnego zwycięstwa selekcjoner Fornalik już się nie doczekał.
Bez litości dla debiutantów
Kadencja Adama Nawałki była długa i obfitująca w sukcesy, stąd i pogromów było więcej aniżeli u poprzedników. Rekordowe w tej dekadzie pozostaje 8:1 z Gibraltarem w 2015 roku, w eliminacjach do Euro 2016. Na Stadionie Narodowym, którego trybuny za zdobytą bramkę nagrodzili brawami nawet ambitnie grających rywali. Był to dla nich debiut w rozgrywkach pod egidą UEFA. Biało-czerwoni litości nie mieli i łącznie zaaplikowali im 15 goli. W pierwszym meczu, jesienią 2014, wbili im w roli gości 7 bramek. W tych meczach na listę strzelców wpisywali się Lewandowski (6), Grosicki (4), Milik (2), Błaszczykowski, Kapustka i Szukała. Wrażenie zrobiło też efektowne 6:1 w kwalifikacjach do rosyjskiego mundialu z Armenią na gorącym terenie w Erewaniu, gdzie zawsze mieliśmy problemy, a przed laty punkty zgubiła tam nawet świetna drużyna Jerzego Engela. Do hat tricka Lewandowskiego dołożyli się tam wtedy jeszcze Błaszczykowski, Grosicki oraz Rafał Wolski.
Finlandia nam pasuje
Wygraną 5:0 z kolei kadra z Nawałką u steru zanotowała w 2016 roku, niedługo przed finałami Euro, w towarzyskiej potyczce z… Finlandią. Wychodzi więc na to, że na trzy ostatnie mecze, w których Polska strzeliła co najmniej 5 goli, dwa były właśnie z Finami. Dla Nawałki był to dobry omen przed Euro. Niech podobnie będzie i z drużyną Jerzego Brzęczka.